Kiedy zaczynałam słuchać tej książki nic o tym nie napisałam, bo byłoby mi trudniej odnaleźć się w sytuacji bohaterów niż zostać latarnikiem. Naprawdę, pomysł autorki wydaje mi się bardzo dziwny, dziwniejszy niż ta samotność na Janus Rock.
Tiffy i Leon dzielą jedno łóżko. Nie są parą, nigdy się nie widzieli. Wynajmują razem mieszkanie i dzielą jedno, jedyne w nim łóżko. Ona potrzebowała jak najtańszego lokum, on potrzebował pieniędzy. On pracuje na nocki, ona za dnia. Kiedy on odsypia, ona jest w pracy. On weekendy spędza u dziewczyny. Ona w weekendy mieszkanie ma dla siebie. Ona musi uciec od byłego chłopaka, on musi wyciągnąć z więzienia brata.
Ta książka kojarzy mi się najbardziej z jakąś współczesną wersją powieści klasycznej. Wydaje mi się, że większość książek, które ostatnimi czasy czytałam jest dość jednowątkowe. Powiedzmy, że jest jeden główny wątek i te wspomagające, takie które niby nie tak ściśle się wiążą, ale dążą do konkretnego punktu kulminacyjnego. W starych książkach tych wątków było dość sporo. W zależności od tego czy wspomnimy o "Annie Kareninie", "Lalce" czy "Chłopach" pomyślimy, że tam faktycznie się działo. Tu, przy "Współlokatorach" sytuacja jest podobna.
Ta okładka przewijała mi się tu i ówdzie, wydawało mi się więc, że to będzie taka lekka i śmieszna historyjka o dwójce ludzi, którzy pewnie w jakiś abstrakcyjny ale zabawny sposób w końcu się spotkają, z miejsca się w sobie zakochają i będą żyli długo i szczęśliwie.
Jak się okazało książka dostarczyła o wiele więcej... Yyy... Czegoś. Bo nie mogę też napisać bym się śmiała. Bym rozpaczała. Czy gryzła z niecierpliwości paznokcie.
Problem polegał na tym, że nie mogłam polubić się z bohaterami. Nie byli ani odpychający, ani jacyś dziwaczni przez co nie mogłabym ich zrozumieć. Nie mogłam nawiązać tej nici sympatii, którą czasem dość łatwo daje się zadzierzgnąć.
Drażnił mnie też sposób narracji w rozdziałach poświęconych Leonowi. Może w książce by się to lepiej czytało, ale kiedy słuchałam tekstu zbyteczny był dla mnie ten podział na role jak w jakimś dramacie. Tym bardziej, że audiobooka czytały dwie osoby.
Nie mogę napisać, że książka była do niczego. Było wiele wątków, były dopracowane. Bohaterowie byli różnorodni i mierzyli się ze swymi problemami. Żadnego z nich jednak nie polubiłam i to największy minus jaki można dać tej pozycji.
Chyba nie przypadłaby mi do gustu :)
OdpowiedzUsuńMoże to własnie wina formy, może w trakcie czytania byłoby inaczej?
OdpowiedzUsuńChyba nie. Lektorzy mieli sympatyczne głosy, teoretycznie odpowiednie do roli.
UsuńNa ten moment nie mam je jw planach :)
OdpowiedzUsuńPolecano mi tę książkę, ale chyba się nie zdecyduje ;)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że mnie ta książka bardzo przypadła do gustu :)
OdpowiedzUsuńJakoś nie jestem do niej przekonana.
OdpowiedzUsuńOd dłuższego czasu myślę o przeczytaniu książki. Pomysł na nią wydaje mi się dość niecodzienny.
OdpowiedzUsuńNie moje klimaty. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia
OdpowiedzUsuń