Po pierwsze: chyba się naprawdę starzeję, bo do tej pory czytanie książek w tym niepopularnym formacie kieszonkowym nie sprawiało mi najmniejszego problemu. Ale jak ja się teraz umęczyłam! Jak musiałam skupiać się na tych małych literkach. Jak to się źle trzymało... Plusem było to, że książkę nabyłam tanio. I tyle.
Po drugie: sama "Kirke". Z tego co się dowiedziałam nie jest to debiut Madeline Miller. Jest to jej druga książka wydana u nas. Opowiada jak sam tytuł wskazuje o Kirke. Kim ona jest? No cóż, jest ona córką Heliosa czyli boga słońca i Perseidy, nimfy. Jest inna niż reszta jej rodzeństwa, jest inna niż matka czy ojciec, inna niż cała reszta jej rodziny, którą znamy z mitologii greckiej.
I tu dochodzimy do zasadniczego pytania: lubicie mitologię?
Jeśli tak, to fajnie. Jeśli nie, to będziecie mieli podobny problem jak ja.
Bo ci bogowie są w gruncie rzeczy tacy sami. Knują, spiskują, kombinują i wbijają noże w plecy. Nimfy są piękne, ale i okrutne. Mam wrażenie, że całe dnie to towarzystwo spędza na ucztach i wyleguje się w biesiadnych łożach podczas gdy Kirke stara się od nich stronić, nie umie sobie poradzić z tymi gierkami. Chce pomagać nie oczekując w zamian niczego. Kiedy przemienia śmiertelnika naraża się wszystkim wokół i zostaje za to zesłana na wyspę gdzie od tej pory ma wieść samotnicze życie. Okazuje się bowiem, że Kirke jest czarownicą co nie odpowiadało bogom.
I tak Kirke zostaje na Ajai gdzie doskonali swoje umiejętności. Czasem siostra ją wplącze w jakiś swój problem, to wpadnie Hermes, a to sobie zamieni jakąś nieszczęsną grupę żeglarzy w świnie (zasadnie), a to zatrzyma się u niej Odyseusz.
Czytałam tą książkę choć jak dla mnie wiało tam nudą. Nie mogę powiedzieć, że nie działo się nic, ale losy bogów czy głównej bohaterki nie potrafiły mnie bardzo zainteresować. Może to właśnie dlatego, że mitologia sama w sobie mnie nigdy nie pociągała, bo kojarzyła mi się z niekończącymi się konszachtami i plątaniem w to śmiertelników. Poza tym imiona bogów i wszystkich innych istot są bardzo trudne do zapamiętania i gdybym w tym przypadku słuchała audiobooka nic z tego bym nie wiedziała. Miller jednak bardzo przystępnie wprowadza nas w ten świat. Historia Kirke nie jest napisana jakimś topornym językiem co też jest niewątpliwym plusem.
Sama bohaterka wydawała mi się bardzo obojętna przez większość książki. Owszem, wyłamywała się. Napoiła Prometeusza, przemieniła Glaukosa, zamieniła w potwora swoją konkurentkę, zaszła w ciążę... Wszystko to jednak ginęło w morzu jakieś takiej obojętności i uległości. Rodzina ją miała za nic, ale Kirke jest gotowa im pomóc.
Na ten moment jeszcze nie skończyłam tej książki i to chyba dość dobrze (czy też nie) świadczy o moich chęciach. Jestem w momencie kiedy syn Kirke wraca wraz ze swoim bratem (po innej matce) z wyprawy do Odyseusza. Chciał w końcu poznać swojego ojca. Sprawa się troche pokomplikowała, ale mimo to nie mam ochoty by ją dokończyć. Książka tylko zerka na mnie z półki jak jakiś paskudny wyrzut sumienia.
Nie dałam się jej oczarować.