O "Słowiku" czytałam wiele i wiele dobrego. Książka odstała już trochę na mojej półce, trochę ją też przykurzyło, ale przez to wszystko co o niej przeczytałam bałam się po nią sięgnąć by nie zniszczyć sobie wyobrażenia lektury niemal idealnej jeśli wierzyć temu wszystkiemu co o niej do tej pory wiedziałam.
Nie chciałam tu pisać o tym czy lektura mi się podoba czy nie. Chciałam napisać, że na samym początku zmusza do myślenia, a przynajmniej nakłania do myślenia o tym, że w gruncie rzeczy nie jest źle.
Mąż bohaterki żegna się z nią i ich córką, bo wyrusza na wojnę. |
Nie ma wojny. Tak, wiem, gdzieś jest. Gdzieś ludzie umierają, jest terroryzm. Są rządy, które tego chcą, bo mają arsenały, które przerażają. Jest śmierć, przemoc, głód, przymus porzucenia kraju, bo nie można w nim żyć bezpiecznie. Są noce na pontonach czy łodziach i niepewność czy uda się dostać za granicę i zyskać status imigranta.
Nie ma jednak wojny. Tutaj. Wracamy z pracy do domu i nie muszę się bać, że na małża będzie czekał list z wezwaniem. Że będzie mobilizacja. Że w telewizji będę oglądała krwawe obrazki, że będę słuchała wiadomości w radiu by być na bieżąco, ciągle w strachu.
Może ogólnie nie jest dobrze, ale nie ma wojny.
Trzeba to cenić.
Książki nie czytałam, ale jak zrozumiałam, dla Ciebie stała się ona pretekstem do pochwały życia bez wojny. Dawniej ludzie powiadali, że jak w narodzie jest za duże rozpasanie, to tylko wojna jest w stanie je ukrócić. U nas nie ma konfliktu zbrojnego, ale różnego rodzaju wojny ciągle się toczą. Ukłony.
OdpowiedzUsuńOby tak zostało, bez wojen między narodami i bratobójczych...
OdpowiedzUsuńTak, pod tym względem żyjemy w najlepszych czasach. Nie zawsze jednak to doceniamy.
OdpowiedzUsuń