Nie chciałam też wspominać tych najbardziej oczywistych, które z dzieciństwem się kojarzą. "Plastusiowy pamiętnik." Lepiłam swojego plastusia. "O psie, który jeździł koleją." Płakałam. "Dzieci z Bullerbyn". "Doktor Dolittle". I tak dalej, i tak dalej... I zaczął się ten Harry Potter, ale nie o Harrym dziś. Posiadanie matki chrzestnej która jest bibliotekarką (i polonistką ogólnie) zaowocowało odwiedzinami w bibliotece innej niż ta szkolna. Można było wypożyczać Victora (gazeta dla dzieci/młodzieży innego pokroju niż "Bravo"), popatrzeć z zaciekawieniem na półkę na której stały Harlequiny i zabrać do domu coś co polecała ta najbardziej ze wszystkim zaznajomiona. I tak kiedyś przyniosłam do domu "Wyspę Mędrców" Marii Buyno-Arctowej i przepadłam.
Zapewne najsłynniejsza i najbardziej poszukiwana jej powieść to legendarna "Wyspa Mędrców" (1930), którą kilka lat temu w niekompletnej wersji opublikował "Kurier Polski". To obszerne dzieło (edycja ALFY w czterech tomach) jest barwnym obrazem przygód młodego Polaka na Capri. Usiłuje on rozwiązać zagadkę Skał Śmierci, z którymi związana jest niezwykła postać świetlistego nadczłowieka z rybackich legend, i... Zostaje porwany przez świetnie zorganizowaną bandę, na czele której stoi człowiek potrafiący czytać ludzkie myśli.
Dla dzieciaka, który zaczynał się zaczytywać w historiach, które odrywały od nudnej codziennej rzeczywistości to było coś. Była tajemnica i pościgi. Były cudowne, pseudonaukowe komnaty i rzeczy o których nie śniło się filozofom. Bohaterem był Polak, Bohdan Szczuka, który ze względów zdrowotnych musiał przenieść się na Capri. Mieszkał u rodziny sympatycznych Włochów, a zaczynem całej przygody było tajemnicze i niespodziewane zniknięcie małej Gracji Monti, którą Bohdan traktował jak młodszą siostrę.
Do tej pory pamiętam emocje jakie wywoływały we mnie te książki i wspominam je, bo to taka historia, która zostaje z nami na całe życie.
A piszę o tym, bo książki stoją u mnie na półce, posklejane już i poreperowane jak umiałam najlepiej no i niby, że tylko się kurzą. Wydaje mi się jednak, że czasem warto pogrzebać w tym kurzu i wyciągnąć z bibliotecznych czy prywatnych półek, książki które wydają się już być zapomniane i mało atrakcyjne. Wszystko co najlepsze jest przecież w środku.
___________________________________________
Możecie poczytać i udostępniać. Dla mnie to będzie bardzo wiele.
Po książce "O psie, który jeździł koleją" też ryczałam, nie mówiąc o książce Trojepolskiego "Biały Bim Czarne Ucho".
OdpowiedzUsuńWyspy mędrców akurat nie znam, ale mam w bibliotece inne książki tej autorki.
Nie czytałam tej książki. Zaczytywałam sie za to w bardzo dziewczyńskiej powieści tej autorki, czyli w "Słoneczku".
OdpowiedzUsuńWitam, wpadłam z wizytą z bloga "Jotki", która zawsze jest przede mną na ciekawych blogach. "Wyspy mędrców" nie znam, ale sama autorka nie jest mi obca.Najprawdopodobniej zetknęłam się z jej twórczością na łamach czasopisma "Iskry" wydawanego przed wojną przez W. Kopczewskiego. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWyspa mędrców to coś, co na pewno chciałabym przeczytać córce. Takie mało modne i topowe lektury mają w sobie coś , czego wielu dzisiejszym książkom dziś brakuje. Ostatnio przyniosła z biblioteki coś, gdzie przez chyba całą akcję chłopak próbował sobie zrobić jakąś krzywdę (złamać noge, rękę, zatruć się) żeby nie brać udziału w szkolnych zawodach pływackich, bo miał brać w nich dyrektor z brodawkami na plecach i ten chłopak miał niby tych pleców tam dotknąć. Obrzydliwe to jedno, ale to było po prostu chore.
OdpowiedzUsuńIdę Googlać czy gdzieś tę wyspę jeszcze dostanę.
Interesująca historia. Ciekawe czego by miała nauczyć? Tego ze brodawki są ble?
UsuńTeraz jak tak o nich przeczytałam to wydaje mi się, że chyba widziałam je u sieie w bibliorece ;)
OdpowiedzUsuń