11 lut 2019

Bo to smutna książka była.

Siedziałam przez chwilę i myślałam co napisać o "Kamiennym niebie". Nie wymyśliłam nic prócz tytułu tej notki właśnie i to właśnie w nim mogłabym oddać wszystko co miałam do powiedzenia.

Niby skończyła się dobrze. Nassun przeżyła. Essun w pewnym sensie też, choć można by dyskutować czy to co ją spotkało jest 'dobre'. Tu rodzi się oczywiście ciekawość odnośnie tego czy może kiedyś będzie kolejny tom, czy autorka w ogóle by chciała i tak dalej. Mniejsza. Nie teraz mi nad tym dumać.

Historia o ciągłym poszukiwaniu czy to miejsca na ziemi czy akceptacji. Zastanawia mnie to czy Jemisin celowo zepchnęła społeczność Castrimy pod ziemię, bo jak to by było gdyby tak dziwnie zmieszana grupa miałaby trwać na powierzchni, prawda? Bycie górotworem jest trudne. Jest to ciągła walka, czy to z samym sobą czy z otoczeniem czy nawet z najbliższą rodziną. Cena za bycie tym kim się chce jest wysoka. Nassun zmuszona do zabicia własnego ojca, kochająca nieszczęśliwie. Essun wyznaczona do tego by uratować świat i oddająca temu kawałki siebie (dosłownie). Życie matki i córki kiedy nastała piąta pora roku stało się pasmem zadań do wykonania, które nie zawsze są w ich bezpośrednim interesie.

Ogólnie zazwyczaj było tak, że bohaterowie choć przeżywali trudne chwile na końcu swej drogi spotykali słońce i nie było wątpliwości co do tego, że teraz będzie dobrze. Umarłych się grzebało i pamiętano o nich, na wrogów czekało. Autorka na koniec umieszcza scenę pozwalającą sądzić, że Essun ruszy dalej. Ale czy to będzie dobre?

1 komentarz:

  1. Z Twojego zakończenia wynika, że optymistycznie jednak, a na pewno intrygująco...

    OdpowiedzUsuń