W kwestii otwierania się na inne gatunki jestem raczej trudna. Ale próbuję. Zaczytywałam się fantastyką i tylko tym, aż w naszej bibliotece zabrakło czegoś co uważałabym za dobre i ciekawe dla mnie. Późnej jakoś zaczęły się horrory i było dużo King'a i jakiś horrorów klasy b. Były próby związania się z książkami ocierającymi się o historię, była literatura faktu. Później pojawiła się faza na thrillery i książki z niepewnymi moralnie policjantami. Romansów natomiast nie czytywałam wcale uważając je za uwłaczające dla mnie samej, jakby samo sięgnięcie po takowe było dla mnie złapaniem grzybicy. Złamałam się raz, kiedy to rozszalała się epidemia Zmierzchu. W zasadzie była to pierwsza seria przez którą miałam problemy (niewysypianie się i przesiadywanie całymi dniami na forum rpg osadzonym w świecie z książek), no, ale to też minęło.
Przyszedł czas na grzybicę. Czytuję sobie tych "Jeźdźców" od jakiegoś tygodnia i idzie mi tak marnie nie ze względu na to iż książka jest kiepska, a raczej dlatego, że nie mam czasu. Sam styl pisania pozwala całkiem znośnie brnąć przez zalążek historii, który jak narazie obejmuje jakieś 140 stron (na ok. 850). Gdybym czytała King'a pewnie już bym się irytowała. A tu jest całkiem fajnie. Najpierw poznajemy życiorys i aktualną sytuację nijakiego Jake'a Lovella o którym trudno coś powiedzieć, prócz tego, że lubi konie, a konie lubią jego. Zamierza ożenić się z rozsądku i potrzeby zdobycia pieniędzy z Tory, która chyba... Też zamierza wyjść za mąż z rozsądku i chęci uwolnienia się od toksycznej matki oraz pozbycia się kompleksów. Plus w tym taki, że on jej się podoba, ona jemu raczej nie bardzo. Z drugiej strony mamy postać Ruperta Campbella-Blacka. Playboya jeździectwa, który jak dla mnie jest strasznie irytujący. Na swój aktualny cel wziął nieśmiałą i zawiedzioną miłością Helen, która do Anglii przyjechała by posklejać złamane serce. Biedaczka jest pod wpływem uroku Ruperta i jak każda zakochana kobieta nie widzi (jak narazie mam nadzieję) jego wad.
Jak możemy się domyślać między panami rozwinie się sportowa rywalizacja. Kto wie do czego ona zaprowadzi? Zastanawia mnie też rola biednych niewiast. Jednej sprowadzonej do roli bankomatu, a drugiej, co możemy wywnioskować z toku myślenia Ruperta, do roli gospodyni domowej i służącej. Tylko. Bo woli cudze żony.
Zainteresowani? Ja tak. Tym bardziej, że ochy i achy umierających z miłości bohaterek nie są męczące, a panowie mogą mieć w sobie coś co sprawi, że ich rywalizację będę śledziła z uwagą i ciekawością. Poza tym ewentualnym plusem powieści są dodatkowe informacje, które możemy z niej wynieść. Między innymi jest to scena polowania na lisy i spojrzenie na nią z dwóch stron. Myśliwych i aktywistów walczących o to by jak najbardziej to polowanie zepsuć. Pierwsi z nich mówią, że to przyjemność. Dla nich, dla koni, które mogą się wybiegać i ćwiczyć, i dla psów, które są wszak stworzone do tropienia i wygrzebywania ofiary z nory. Z drugiej strony aktywiści, którzy oczywiście chcą ochronić lisy poprzez dezorientowanie psów, płoszenie koni i irytowanie myśliwych, czyli ogólnie przez psucie wszystkiego.
Mam więc nadzieję, że z każdą stroną będzie tylko ciekawiej.
Próbowałam kiedyś...ale romanse to jednak nie, dziękuję.
OdpowiedzUsuń