18 lis 2018

Fantastyczne zwierzęta i różne inne.

Byliśmy wczoraj w kinie na drugiej części "Fantastycznych Zwierząt". Film, ot taki sobie. Według mnie, część pierwsza była lepsza, może dlatego, że można było się w niej dopatrzeć więcej magicznych stworzeń niż w tej najnowszej.

Zadziwia mnie jednak to ile można wycisnąć na podstawie tak cienkiej książeczki, podręcznika do opieki nad magicznymi stworzeniami. Jak łatwo można wykreować nowego głównego bohatera i znaleźć antagonistę. Przyjemnym jest wpaść znów do Hogwartu choćby na kilka scen i odwiedzić szkolne mury. Miło zobaczyć młodsze wcielenia lubianych bohaterów. Pokładam w Rowling dużo zaufania i nadziei, bo chciałabym by dopowiedziała historię, by mogła pokazać co było przed tym co znamy z poprzednich książek. Może w "Zbrodniach Grindelwalda" było zbyt dużo wątków pobocznych, brakowało mi skupienia akcji na tytułowych zbrodniach właśnie, ale chciałabym wierzyć, że to do czegoś prowadzi. Chciałabym wiedzieć, czy Nagini to TA Nagini i dlaczego tak, a nie inaczej.

Choć mogłoby się wydawać, że człowiek z takich rzeczy wyrasta, że to już nie będzie to... To jednak jest miło. Filmy z Skamanderem ucieszyły mnie mimo wszystko bardziej niż 'Przeklęte dziecko', które w ogóle do mnie nie trafiło. Może dlatego, że forma do mnie nie przemówiła, a może też dlatego, że historia opowiadała o czymś co działo się po tym, co dla mnie definitywnie zakończyło się w "Insygniach śmierci". To był koniec historii i nie należało już tu niczego dopisywać, bo po co? Z "Fantastycznymi Zwierzętami" jest inaczej, to rozjaśnianie przeszłości, która niekiedy nie była w książkach zbyt jasna, bo nie można było jej poświęcić czasu.



2 komentarze:

  1. A tego jeszcze nie czytałam, może dlatego, że w naszej bibliotece jest tylko jedna i ciągle wypożyczona...

    OdpowiedzUsuń