11 sty 2020

"Vox", Ch. Dalcher.

Ervisha napisała, że słyszała "o tym jaka jest "mocna"" ta książka.



Jest. Niewątpliwie jest w niej wiele tematów które dają do myślenia, które nakazują się zastanawiać i gdybać.

Nasza bohaterka, którą znany jako żonę i matkę przeinacza się w spiskowca i burzy nowy porządek by przywrócić stary. Wszystko się udaje, sprawa wraca do normy. Ktoś się poświęca by szczęśliwy mógł być ktoś.

"Vox" był interesujący, dziwny i interesujący zarazem. Czasem widziałam w innych opiniach porównania do "Opowieści podręcznej", ale nie zaprzątało mi to głowy, bo tych nie miałam okazji przeczytać.

Najbardziej w książce Dalcher dręczyło mnie to, że mimo iż świat wydawał się być dobrze wykreowany ja podczas czytania tekstu wyszukiwałam luki, które wydawały mi się zasadne. No bo jak, całe Stany Zjednoczone nagle narzucają swoim obywatelkom na nadgarstki liczniki słów i uciszają je, ot tak <pstryk palcami>? Nikt, naprawdę nikt nie protestuje, nie ma jakiś zamieszek? Żaden z mężczyzn się nie sprzeciwia? Ani jeden? Co to w ogóle znaczy, że całym krajem zaczyna rządzić jakiś klecha? I naprawdę każdy mu się podporządkowuje? Żyd? Buddysta? Ateista? Jak to jest, że władzę ma religia, ale tak naprawdę nie przewija się ona zbyt wiele przez treść książki? Jest jakimś tam napędem, ale skoro ojcowie i synowie tak podporządkowali się woli Bożej i wierzą w to, że to oni mają pracować, a żony siedzieć w domu bez słowa i wychowywać dzieci, to dlaczego nie gną krzyży w pokłonach i nie całują krucyfiksów? Jest jakiś procent ślepo wierzących i cytujących Biblię z pamięci, ale są w mniejszości.

Nie pasowało mi, że akcja dzieje się w Stanach Zjednoczonych i w dodatku miesza się w nią religię. Nie żebym się czuła obrażona czy zbulwersowana. Przez to, że książka miała być taka prawdziwa, to przestała taka być. Lepiej chyba byłoby gdyby kraj był fikcyjny i religia też.

Bo czy naprawdę dezinformacja była tak dobra, że żadne inne kraje nie wiedziały co się dzieje? Nikt nie interesował się tym co jest grane na podwórku jednego z największych mocarstw świata? Tym bardziej, że nasza Jean rozmawiała z rodzicami mieszkającymi we Włoszech? Kobiety z całego świata odwróciły się od Amerykanek? Wszystkie organizacje rządowe i pozarządowe, Czerwony Krzyż i cały długi szereg podobnych instytucji na to pozwoliły?

Ta książka może się podobać. Bo jest dobra i mocna. Trzeba ją jednak przyjąć totalnie bezkrytycznie i przymknąć oczy na kilka spraw by absolutnie się nią cieszyć. Również na zakończenie.

8 komentarzy:

  1. A może za bardzo wchodziłaś w szczegóły, zamiast przyjąć z całym dobrodziejstwem pomysł autorki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i tak, ale w tej książce mur między Stanami i Meksykiem już powstał. Można więc pójść dalej i wymagać by pewne inne kwestie też zostały w jakiś tam sposób rozwiązane.

      Usuń
  2. Słyszałam właśnie, że są w niej rzeczy, które zgrzytają. Jednak mimo to dalej jestem jej ciekawa i chętnie kiedyś ją przeczytam :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiele słyszałam o tej książce ale sama na ten moment nie mam jej w planach ...

    OdpowiedzUsuń
  4. Tę książkę mam jeszcze przed sobą.

    OdpowiedzUsuń
  5. „No bo jak, całe Stany Zjednoczone nagle narzucają swoim obywatelkom na nadgarstki liczniki słów i uciszają je, ot tak ?”
    To nie było nagle ani „pstryk palcami”. Zmiany zachodziły powoli, dopiero sam przewrót (przejęcie władzy) był szybki, kiedy mieli już swoją armię. Złożoną z ochotników, nad którymi pracowano latami, żeby zasiać im odpowiedni koncept w głowach.
    „Nikt, naprawdę nikt nie protestuje, nie ma jakiś zamieszek?”
    Wielu protestowało, ale najpierw byli lekceważeni, a później ich uciszono. Koleżanka bohaterki chodziła na protesty, prosiła bohaterkę o aktywność, a ta miała wylane, bo miała ważniejsze sprawy. Przy ostatnich protestach wkroczyło wojsko i strzelało do uczestników. Wdarło się też na uczelnię i spacyfikowało kadrę. I już było pozamiatane.
    „Żaden z mężczyzn się nie sprzeciwia? Ani jeden?”
    Co najmniej kilku ;) A listonosz? A Włoch, z którym pracuje bohaterka?
    „Co to w ogóle znaczy, że całym krajem zaczyna rządzić jakiś klecha? I naprawdę każdy mu się podporządkowuje? Żyd? Buddysta? Ateista?”
    Kiedy nowej władzy towarzyszy wojsko z bronią, trudno protestować ;)
    „Jak to jest, że władzę ma religia, ale tak naprawdę nie przewija się ona zbyt wiele przez treść książki? Jest jakimś tam napędem, ale skoro ojcowie i synowie tak podporządkowali się woli Bożej i wierzą w to, że to oni mają pracować, a żony siedzieć w domu bez słowa i wychowywać dzieci, to dlaczego nie gną krzyży w pokłonach i nie całują krucyfiksów? Jest jakiś procent ślepo wierzących i cytujących Biblię z pamięci, ale są w mniejszości.”
    Religia przewija się bardzo intensywnie przez treść książki. Ona napędza działania nowej władzy i rządzi życiem mieszkańców. Nie trzeba całować krucyfiksów ani sypać cytatami z Biblii. Wystarczy, że kobiety są zmuszone do posłuszeństwa, mają być pokorne – jak w Biblii – być żonami, matkami. Nikim więcej.

    Tak z grubsza ;) Ogólnie chodzi o to, że społeczeństwo jest bierne, a ludzie w większości chcą żyć spokojnie. Wystarczy, że jakaś grupa podejmie decyzję o przejęciu władzy i ją przejmie. Tak zrobił Lenin, Stalin, tak zrobił Hitler i inni przewrotowcy. Siali propagandę, zdobyli poparcie ludzi aktywnych (a bierni żyli sobie w nieświadomości, zajęci sobą i swoimi sprawami) i ruszyli wspólnie do ataku. Bierni stanęli z otwartymi gębami i nie mieli już nic do gadania. Myślisz, że np. u nas by to nie przeszło? Ja bym nie była taka pewna. Oczywiście, że byłyby protesty, ale już teraz chuligani mają poparcie z góry, więc wystarczyłoby otwarcie ich poszczuć na kogokolwiek (pedały, lesby, feminazistki, ekoterrorystów, cyklistów – kogo tylko wskażą ci na górze) i polałaby się krew. Wielu by się przyłączyło, wielu patrzyło z boku z radością, a wielu obojętnie. Boję się, że u nas taki przewrót byłby nawet łatwiejszy :/

    Sorki za długi komentarz, ale do tych rzeczy chciałam się odnieść, że mi wyszedł elaborat. A tak to w ogóle to nawet się nie przywitałam. Cześć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yyy... No cóż, okej. Mi chodziło głównie o to, że świat po tym całym przewrocie był taki nijaki, wyprasowany i wykrochmalony. Wiem, że listonosz, jasne, że listonosz i Włoch i ten gościu który zazwyczaj poruszał się bezszelestnie (przy słuchaniu audiobooków bardzo słabo zapamiętuję imiona bohaterów). Wydawało mi się po prostu, że to wszystko troszeczkę się nie zgrywa.

      Aczkolwiek! Słucham aktualnie książki o życiu w Korei Północnej. Tam mają dopiero luksusy...

      Cześć :)

      Usuń
  6. To już kolejna recenzja książki, na którą dzisiaj wpadam. Wypada, żebym i ja ją przeczytała ;) Szkoda, jednak, że wmieszane w nią zostały tematy religijne, tego nie lubię w książkach ;/

    OdpowiedzUsuń