Dość głupich. Tak sądzę. Nie żebym chciała tutaj obrazić ich autorki. Po prostu świat czy sytuacje jakie są w nich przedstawione wydają mi się tak skrajnie absurdalne jak stwierdzenie, że w naszym kraju będzie jeszcze dobrze. No, może kiedyś, ale nie w najbliższej przyszłości (serio, szukają już miejsc na zbiorowe groby?)
Pierwszy był "Sponsor" od K.N. Haner. O bogatym Nathanie i skromnej Kalinie, która nie ma łatwego życia od momentu kiedy traci rodziców i zostaje sama z młodszą siostrą. Co głównie przebija się przez tą książkę to stwierdzenie, że świat jest mały. Bohaterowie, którzy raczej nie powinni się znać (bo akcja dzieje się w Londynie, to nie jest małe miasteczko) oczywiście się znali. Dziecko bez większych problemów bywa czy to z opiekunką, czy to u przyjaciół rodziny czy to w sali zabaw. Kobieta, która nie miała nic wspólnego z modelingiem nagle zostaje twarzą bodajże Chanel. A tytułowy "Sponsor" płaci nie tyle za seks (czego raczej się spodziewałam po okładce) co po prostu za posiadanie czegoś na kształt rodziny. A później zgodnie z mianem autorki ("Królowa dramatów") jest dramat. I koniec książki.
Nie.
"Rosyjska księżniczka" Moniki Skabary. Tutaj jestem jeszcze w trakcie, ale już dużo do końca mi nie zostało. Bohaterka w wieku kilku lat zostaje odesłana przez ojca, szefa rosyjskiej mafii, do 'szkoły' z internatem. Spędza tam naście lat. Naście lat poniżania, treningów, prób i pozbawiania jej człowieczeństwa. Kiedy w końcu odzyskuje wolność trafia do Nowego Yorku i chyba to jakiś cud, że nie jest zdziczała i jest w stanie chodzić normalnie po ulicach po latach odosobnienia. Szybciutko zostaje sprzedana jako żona dla syna capo mafii włoskiej i rozpoczyna z nim życie. Najbardziej zabawne jest dla mnie to, że bohaterami kieruje głównie adrenalina i pożądanie. Saszka opowiada coś tam o sobie, o tym co przeżywała w szkole, ale autorka nie potrafiła pokazać jakiegoś sensownego budowania relacji między bohaterami. Oni po prostu są i się kochają. Oczywiście dochodzi do wojny między gangami, którą kończy nasza żądna krwi bohaterka. Posyła swojego ojca na tamten świat bez mrugnięcia okiem. Później zdradzona przez męża ucieka wraz z przyjaciółką do rodzimego kraju i tam sobie kombinują jak ułożyć sobie życie, bo okazuje się, że obie zostaną wkrótce matkami. Tak jak pisałam na początku zostało mi jeszcze jakieś 2 godziny słuchania i aż się boję co tam się może zdarzyć, tym bardziej, że nasza mała (ponoć skromnych gabarytów) Saszka potrafi porządnie poobijać rosłego faceta.
Nie.
"Pole girl" Kingi Litkowiec. Tutaj akurat dopiero zaczynam czytać, więc nie mogę zbyt wiele napisać. Bohater jednak wydaje się być żywcem wyjęty z serialu "Pamiętniki wampirów" poza tym, że nie jest krwiopijcą. Trzęsie wszystkim, wszyscy się go boją i ma sporo pieniędzy na koncie. Ona pracuje w korporacji i relaksuje się tańcząc na rurze.
Nie wiem.
"Slammed" Colleen Hoover. Książka, którą kupiłam w ciemno dla siostry na święta. Owszem, już, bo nie lubię ganiać w grudniu po sklepach, a Hoover kojarzyła mi się nie wiedzieć dlaczego z romansami i czymś dobrym. Po zakupie pomyślałam (szybko, wiem), że można by było wiedzieć co daję i też ją przeczytałam. Na początku poczułam się trochę zawiedziona, bo to raczej historia z gatunku young adult. Po lekturze jednak, jeśli miałabym ją porównywać z wyżej opisywanymi, ta książka zdecydowanie wygrywa. Było mi w nią najłatwiej uwierzyć. Być może nie jest to literatura najwyższych lotów i przeczytałam książkę w jeden dzień (leniwa niedziela), nie wydaje się być jednak tak skończenie dziwna, absurdalna i wydumana. Młoda ona i młody on, nagłe przeszkody stające na drodze ich uczuciom, straty najbliższych, życie któremu muszą stawić czoła. Przyjemna, rozluźniająca lektura. Chyba dobra na prezent.
Tak.
Tak właśnie wyglądają moje pełzające próby powrotu do czytania. Z drugiej strony na kindlu otwarłam i przeczytałam kilka procent "Nowego Yorku" Edwarda Rutherfurda. Kto kiedyś widział wydania książek tego pana wie, że każda z nich to spore wyzwanie.
Co u was? Mam nadzieję, że koronawirus nikogo nie dopadł i siedzicie pod kocykami z ciepłą herbatką i odcinacie się od wszystkiego co złe uciekając w lekturę. Dużo zdrowia!
A tak, siedzę pod kocykiem na zwolnieniu, na szczęście nie w szpitalu, czytam, oglądam filmy, bloguję i sweter robię.
OdpowiedzUsuńW przerwach idę do kuchni by i dla ciała cos upitrasić...
O książce na "tak" powiedziałaś najmniej. Inne opisywane, też nie wzbudziłyby mojego zainteresowania. Pozostawaj w zdrowiu i z dobrą lekturą w ręce. Pozdrawiam,
OdpowiedzUsuń