Otóż Ce-Ce nie lubiłam już od początku, "Siostra Cienia" mnie w tym utwierdziła, a "Siostra Perły" nie bardzo zmieniła moje podejście do tej bohaterki. Jest to postać trudna w obyciu, z pewnymi wadami (nie miałam pojęcia, że dysleksja może być taka uciążliwa), taka z którą ja osobiście bardzo bym się męczyła gdyby nagle wyszła z kartek książki i usiadła obok mnie.
Tradycyjnie już zaczynamy historię od znajomych wydarzeń. Co jest plusem - nie maglujemy kwestii śmierci Pa-Salta. Stało się, ruszamy dalej. Okazuje się, że Ce-Ce dostała spory spadek co pozwala jej kupić mieszkanie w Londynie do którego wprowadza się wraz ze Star. Losy Star już znamy z poprzedniej części. W "Siostrze Perły" udajemy się wraz z Ce-Ce aż do Australii, by odkrywać historię poławiaczy pereł i Aborygenów.
Później jest już coraz lepiej. Uderza w nas to gorące powietrze Australii, oglądamy się na pająki (bo mogą być jadowite) i podziwiamy sztukę rdzennych mieszkańców kontynentu.
Jest to już czwarta z kolei historia. Przy każdej z nich zastanawia mnie kwestia adopcji. Dlaczego siostry postępują tak a nie inaczej? Nie doczytałam wcześniej o jakiś przesłankach typu 'chciałam poznać moje korzenie już odkąd pamiętam'. Tak niemrawo niekiedy się do tego zabierają. Po co w ogóle? W końcu już niby mają swoje życia, są wykształcone, zdolne, znalazły dla siebie miejsce, robią karierę. Nie wiedzą co znajdą kiedy już rozpoczną poszukiwania, kiedy zrobią ten pierwszy krok na ścieżce, którą wyznaczył ich adopcyjny ojciec. Jak zwykle próbuję się do tego odnieść i gdybym na przykład się dowiedziała, że sama zostałam adoptowana to czy chciałabym szukać biologicznej rodziny? Czy byłoby mi to potrzebne? Raczej nie. Jest jak jest, jest dobrze, zawsze tak było. Nie wiadomo jaką postawą wykazywaliby się moi rodzice czy zachęcaliby mnie, czy rozmawialiby o tym ze mną. Gdybym dowiedziała się jednak teraz, w tym momencie - nie chciałabym szukać swoich prawdziwych korzeni. Jestem ogólnie bardzo zachowawcza, a taka... Przygoda mogłaby skutecznie wszystko rozchwiać.
Z tymi adopcjami to skomplikowana sprawa, ale nie wiemy jak byśmy sami postąpili, trudno wyrokować, gdy nie było się w podobnej sytuacji.
OdpowiedzUsuńNie znam autorki i jej twórczości, zerknęłam więc do Wikipedii. Odniosłam wrażenie, że dla pisarki słowo "siostra" ma szczególne znaczenie, podobnie jak liczba siedem. "Siedem sióstr", czyżby autorka w ramach tego cyklu zamierzała opisać losy każdej z nich? Jeżeli tak, to jeszcze trochę czytania przed Tobą. Co do problemu adopcji, to uważam, że każde adoptowane dziecko powinno wiedzieć o tym, że miało innych biologicznych rodziców, a czy będzie czuło potrzebę ich odnalezienia, zależy od wrażliwości danej osoby i tego jak wyglądało jej życie w danej rodzinie. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNigdy wcześniej nie słyszałam ani o autorce ani o tej serii. Myślę jednak, że gdybym miała okazję to bym sięgnęła po pierwszy tom. Poza tym podobają mi się okładki. Są bardzo ładne!
OdpowiedzUsuńMimo, że to czwarty tom, to seria trzyma poziom.
OdpowiedzUsuń