Targi, targi i po targach.
Było wielu autorów, było wiele książek, było bardzo wielu ludzi. W tym wszystkim ja i małż, skromni obserwatorzy i słuchacze z zewnątrz.
Były to nasze pierwsze targi, więc w gruncie rzeczy spodziewałam się jedynie tłoku, który jest chyba nieodłącznym już elementem krakowskiego święta książek. Z rozmów nawiązywanych w kolejkach wynikało jednak, że nawet nie jest tak źle, że te alejki to faktycznie jednak trochę szersze niż poprzednio i nie ma na co narzekać. Nie miałabym się czego czepiać w gruncie rzeczy. Tłok był i chyba o to chodziło. Gdyby było mało odwiedzających byłoby dobrze? Też nie. Najbardziej irytującą mnie formą odwiedzającego jest człowiek który swój marsz przerwał w połowie alejki, stawał na środku, a wszyscy inni musieli go omijać, bo on nie mógł przejść tych kilku kroków więcej i zejść na bok by w spokoju postudiować mapkę targów. A było co studiować. Dopiero w niedzielę uznaliśmy, że zaliczyliśmy wszystkie stoiska i wystarczy. Wydawnictwa religijne, zajmujące się głównie górami i wspinaczką, książki dla dzieci, dla nastolatków, nowe przekłady Biblii, stoiska z gadgetami dla książkomaniaków... Każdy znalazł coś dla siebie. Kolejki do autorów były bardzo długie. Były też dość nietypowe spotkania jak np. z Miłoszewskim, który stał obok Milicyjnego Poloneza i zachęcał do poznania swojej najnowszej książki. Wojciech Cejrowski składał podpisy na książkach przy akompaniamencie przyjemnej dla ucha muzyki kojarzącej się z ciepłymi krajami, a do zdjęcia ustawiał się 'za pacierz'. W kolejce do Maxa Czornyja spędziłam 1,5 godziny, a gdybym czekała do Kasi Nosowskiej czy Martyny Wojciechowskiej zapewne wychodziłabym na końcu dnia.
Książki może jakoś nie powalały cenowo, ale trafiały się promocje radujące moje serce jak np, 3 za 2 czy -40% od ceny okładkowej. Byłam ciekawa jak będzie na samym końcu, bo aby zdążyć na pociąg do domu musieliśmy się ewakuować z Expo krótko po 14tej, a do końca targów zostało jeszcze trochę czasu. Czy ceny spadały jeszcze bardziej? Nie dowiem się.
Ciekawe spotkania jakie zaliczyliśmy? Zobaczyliśmy pana Hermaszewskiego. Elżbietę Dzikowską. Arkadego Fidlera. Ojca Leona Knabita. Magdalenę Grzebałkowską. Adama Wajraka. Wspominanego Cejrowskiego, Czornyja i Miłoszewskiego. Kasię Nosowską. Jerzego Pilcha. Abelarda Gizę. Małż uścisnął dłoń Skibie.
Ja prawie zabiłam małża łokciem kiedy czekając na spotkanie ze Stelmachem zobaczyłam, że przechodzi on tuż obok mnie. I jeśli mam być szczera to było najważniejsze dla mnie spotkanie na tych targach.
Wzbudziłam ogólną wesołość na stoisku, kiedy to szanowny redaktor zapytał czemu to nie mam książki, a ja odrzekłam, że z całym szacunkiem dla jego pracy, ale biografie mnie usypiają i stety niestety, ale wolę go słuchać w radiu ;)
Ogólnie imprezę uważam za udaną. Wiozę z niej kilka nowych książek, dwie
wyszperane w antykwariacie i tonę suwenirów. Wiem już, że zakładek czy
materiałowych toreb mi nie zabraknie przez dłuższy czas. Fajnie też było
przebywać wśród tylu pozytywnie zakręconych na punkcie książek ludzi i
zamienić z nimi kilka słów kiedy czekanie w kolejce się dłużyło.
Zazdroszczę po prostu, ale na pocieszenie kupiłam w księgarni dwie książki ze sporą obniżką, więc mam co czytać.
OdpowiedzUsuńMoja rodzinka wie, że najmilszy prezent to książki na każdą okazję.
E.Dzikowska była kiedyś w naszym mieście przy okazji festiwalu smaków - opowiadała o Meksyku, a panów Fiedlerów poznałam w Puszczykowie.
To miałaś spotkania na Najwyższym Poziomie.
OdpowiedzUsuńGratuluję.
Super, śledziłam te targi, tyle zdjęć wszędzie, relacji i żałuję że nie byłam. Mam nadzieję że kiedyś będę miała okazję :)
OdpowiedzUsuń