22 sie 2018

Macbeth.

Trochę mnie dziwi, że Nesbo się za niego wziął. Nie mam mu tego za złe, wcale. Podobają mi się jego historie. Ale - jego. Nie Szekspirowskie. Nie ma tu tego co lubię.

Macbeth jest takim jednotorowym bohaterem. Co mu każą to zrobi. Jak nie Lady podpowie to Jack i tak dalej, wszystko pcha do przodu. Konkretnie. Zabić tego, tego i tamtego. Gang rozwalić tak i tak. Jakby wykreślał zadania z listy. Żadnego zawahania. Jestem jakoś po połowie książki, kiedy to ukochana Macbetha załamuje się coraz głębiej, a on sam zaczyna snuć plany zdyskredytowania burmistrza. Wydaje mi się, że wiem co będzie dalej. Że to przewidywalne. Gdyby nie to, że Nesbo przedstawił w sposób przystępniejszy historię którą zaproponował Szekspir nie chciałabym tego czytać. Nie przeczytałam dramatu. Dzięki nowoczesnej przeróbce historia wydaje się odpowiedniejsza dla przeciętnej czytelniczki jaką jestem, dlatego ją wybrałam. Nie ma tego podziału na role, który zawsze mnie męczył. Jest bardzo fajne pióro autora, który jednak dla mnie tam nie do końca się odnalazł, bo choć w historii są jakieś tam problemy bohaterów, jakieś psychozy i rozterki moralne to brakuje mi tego co znalazłam u Harry'ego.

Podsumowując - kończyć Macbetha i czytać Upiory.


________________________________________
W porządku, wiem, że Nesbo to nie tylko Harry.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz