7 paź 2018

W zakładzie pogrzebowym.



 Bo już niedługo Halloween, bo cukierki i wesołe kościotrupy. Cóż, nie mam nic przeciwko, ale... Zawsze jest to 'ale' i w gruncie rzeczy sama chyba bym tak nie potrafiła. Bawi mnie to w wykonaniu innych, bliższe jest mi jednak nasze postrzeganie śmierci. Możemy sobie mówić, że tak musiało być, że osobie która być może przez wiele lat zmagała się z jakąś chorobą jest już lżej,co nie zmienia faktu, że na ogół i tak odczuwamy przejmujący żal.

I tak też jest z tą książką. Tytuł może wydawać się dość lekki i frywolny, ale treść taka nie jest. Podchodziłam do niej z rezerwą, bo wiem, że jest wyborem tekstów spisywanych przez autora tego bloga. Nigdy nie przepadałam za takimi pozycjami, bo kojarzyły mi się z klasycznymi 'skokami na kasę', zazwyczaj nie przynosiły niczego nowego, a proporcja tekstu do objętości strony na jakiej go umieszczono była zatrważająco niekorzystna dla treści. Dzięki temu jednak zyskiwano na ilości stron. W tym przypadku jednak nic takiego nie ma miejsca. Dostajemy dużo treści i ani jednego obrazka. I nie żałuję.

Peter Wilhelm jest przedsiębiorcą pogrzebowym i w niezwykle taktowny sposób wprowadza nas za kulisy zakładów pogrzebowych. Nie, jeśli ktoś szuka tu taniej sensacji to jej nie znajdzie. Przytoczone historie choć mogłyby takie być są pozbawione otoczki dzięki którym normalnie stałyby się ozdobą pierwszych stron gazet. Dla mnie są po prostu w dużej mierze smutne. Może to przez melancholijną naturę, ale nawet jeśli któraś z opisywanych historii była dość pozytywna (np. pożegnanie pewnego bikersa), to zazwyczaj jest to takie uśmiechanie się przez łzy. Wilhelm wielokrotnie podkreśla, że kieruje się jedynie najwyższym dobrem czyli dobrem rodziny zmarłego. Nie zapomina jednak przy tym, że jest też przedsiębiorcą i to po prostu jego praca i jak to bywa w pracy - jest różnie. Musi więc pomagać przy wyciąganiu z mieszkania nieboszczyka, który cierpiał na tzw. manię chomikowania. Musi sprostać wymaganiom, które często nie ograniczają się jedynie do pomocy przy wyborze trumny i zainkasowaniu należności za zorganizowanie pochówku. Poznaje również przeróżnych ludzi takich jak Babcia Gretel, która żyła w małżeństwie sześćdziesiąt lat i nie mogła pogodzić się z odejściem męża, więc czekała z nadzieją aż i ona będzie mogła pójść za nim. Zdarzeń które opisuje autor jest wiele i każde z nich jest inne.

Przy lekturze nie płacze się jak bóbr. Książka pokazuje jednak to o czym na co dzień się nie myśli. Dopiero kiedy stawia się nas przed faktem dokonanym dostrzegamy to jak niewiele wiemy o śmierci, często też po prostu nie wiemy co zrobić. Nie chodzi tu o duchowe doznania z nią związane, a raczej te praktyczne czynności, które ktoś musi wykonać takie jak ubranie zmarłego czy doprowadzenie go do stanu jako takiej normalności (kiedy to zmarł on na skutek wypadku samochodowego).

Myślę, że ta pozycja nie jest dla każdego. Trudno ją jednoznacznie zakwalifikować. To dość specyficzna książka, ale warto ją przeczytać. Nie po to by poczuć chwilę grozy (bo ich tam nie ma) czy węszyć za 'łowcami skór', ale po to by mieć świadomość tego ile pracy ktoś musi włożyć w to by bliskie nam osoby zostały pochowane tak jakbyśmy chcieli, czyli godnie. Według własnego uznania.

4 komentarze:

  1. To akurat coś dla mnie, lubię takie poznawcze klimaty. Polecam z kolei książkę napisana przez lekarza KOMPLIKACJE. Pokazuje jak kruche jest nasze życie i zdrowie i jak wiele zależy od przypadku...

    OdpowiedzUsuń
  2. Rzeczywiście wydaje się, że to specyficzna lektura. Jednak twoja recenzja brzmi zachęcająco. Chyba rozejrzę się za tą książką. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. O, myślę, że to będzie pozycja dla mnie! Zdecydowanie lepsza niż "Wyznania przedsiębiorcy pogrzebowego", a przynajmniej tak czuję, że tak będzie :D

    OdpowiedzUsuń