30 maj 2020

To i owo 10.

Byliśmy dziś w Poznaniu i stwierdziłam, że (widząc panią trudniącą się pracą przy drodze) to już nie jest temat do heheszków. Można dyskutować o tym czy autorzy książki, którą ostatnio omawiałam popłynęli w niektórych miejscach czy nie, ale jednak historie o jakich czytamy trochę nas zmieniają. Nie była raczej naszej narodowości i chcąc nie chcąc zaczęłam się trochę zastanawiać jaka mogła być jej droga. Myślała, że jedzie tutaj do normalnej pracy czy była świadoma tego, że będzie się oddawała za pieniądze? Jak jej się żyje? Ma strasznego alfonsa? Iloma kobietami on dyryguje? Jak brutalny potrafi być?

Z ciekawostek filmowych dotarły do mnie wczoraj wieści o planowanej ekranizacji "Słowika". Fajnie, bo to książka warta przeniesienia na ekran. Czytałam ją w zeszłym roku i dobrze wspominam, jak i inną powieść Kristin Hannah, "Zimowy ogród". W zasadzie już dawno powinnam przeczytać jeszcze dwie, bo wystają w swojej kolejce, ale jak to bywa - zawsze coś...

Zawsze coś. Ostatnio Małż skompletował mi tomy opowieści o Siedmiu Siostrach. Mam więc wszystkie i mam nadzieję je przeczytać do momentu wydania kolejnego. Riley jest zajęta tworzeniem go i zapowiedziała książkę na wiosnę przyszłego roku. Jest więc całkiem spora nadzieja, że ogarnę wszystkie i będę gotowa na czytanie kolejnej książki kiedy zostanie wydana.
Aktualnie czytam "Siostrę Burzy". Opowiada o Ally, żeglarce, która traci miłość swojego życia bardzo krótko po tym jak ją znalazła. Jest dobrze, bo jestem już po połowie. Dobrze się czyta tą książkę, bo jest wciągająca i jak w przypadku poprzedniej z serii dostarcza trochę wiedzy o czasach już minionych. Zawsze mi się to podoba.

Małża nadal będę wychwalała, bo wprowadził mnie na rynek nowej technologii. Sytuacja w Trójce ani mnie ziębi ani grzeje. Wydaje mi się to już i trochę śmieszne i żenujące. Niby teraz jest wszystko fajnie i prawie wszyscy dziennikarze wrócili, ale kto wie co będzie za miesiąc czy dwa? Czekam więc na Radio Nowy Świat, a ono ma nadawać tylko internetowo dlatego też Małż kupił radio internetowe.

A Małż jeśli już o nim dziś mowa, próbuje literatury:


24 maj 2020

"Prostytutki. Tajemnice płatnej miłości." - P. Mieśnik, M. Mieśnik.

Wydawać by się mogło, że temat dzisiejszej notki bardzo mało niedzielny. Ale mam czas, książkę skończyłam słuchać kilka dni temu, coś tam sobie o niej pomyślałam. I nie powiem, że mi się podobała.


Nie dlatego, że temat dość... Intrygujący. Powiedźmy sobie, że mieszkam na wsi, miasto w którym pracuję duże nie jest. Zobaczenie kobiety 'pracującej' przy drodze nie jest jednak niczym szokującym. Słyszałam też co nieco o tym gdzie i u nas można było spotkać prostytutki. A jeśli bym naprawdę chciała wystarczy tylko poszukać w internecie by poznać skalę przypadku.

Książka porusza temat o którym na co dzień przy kawie się nie gawędzi. Nie do końca jednak mnie przekonała.

Nie żebym czegoś konkretnego się spodziewała. Część książki była dobra. Opowiadania o różnorakich historiach, które spotykają kobiety jak i ceny które wymieniali autorzy były równie szokujące. Bo nie można na spokojnie słuchać o Nenufarce, która mając zwyczajną pracę dorabia. Wyjeżdża do większych miast, wynajmuje tam lokum i sprasza mężczyzn, którzy mogą robić z nią co chcą. Trudno przyswajać opowieść kobiety, która została wywieziona do burdelu w Niemczech. Trudno wyobrażać sobie losy dziewczyny odurzanej narkotykami i oddawanej mężczyznom gdzieś na luksusowych jachtach.

A później już jest gorzej. I nie wiem dlaczego. Może dlatego, że wywiady wydają się tam bardzo sztucznie napisane? Bardzo źle się tego słuchało, jakby ktoś miał pewne wyobrażenie na temat tego co mógł usłyszeć, więc to sobie ułożył i napisał twierdząc, że to słowa prostytutki, która w normalnym życiu jest już na emeryturze, ale wychodzi sobie dorabiać (sic!).

Należy też pamiętać, że problem prostytucji nie dotyka jedynie kobiet. Mężczyzn i chłopców też. Co jest niewątpliwym plusem tej książki to to, że wspomina o różnych aspektach omawianej sprawy. Prostytucja kobiet i mężczyzn. Prostytucja luksusowa (słynna afera Dubajska) i taka najbardziej przyziemna (tirówki). Prostytucja młodych dziewcząt, które oddają się za kupienie im perfum, bielizny czy czegokolwiek co im potrzebne. Autorzy postanawiają poznać od środka klub dla swingersów, ale wyprawa im tam chyba całkowicie nie wyszła, bo czytelnik nie może pozbyć się wrażenia, że oni stamtąd zwyczajnie uciekli. Zagrożenia. Nie tylko przemoc czy narkotyki, ale i cały wachlarz chorób wenerycznych.

Co mnie osobiście najbardziej zbulwersowało to informacja o tym, że jest nawet jakiś portal, na którym można znaleźć oceny warunków i usług jakie oferują konkretne prostytutki.
Wycinki rozmów użytkowników. Opisy tego co może się stać kiedy prostytutka chce skończyć i odejść z zawodu.

Kolejną rzeczą która mi się nie podobała to seria wynurzeń znajomego autorów jeśli dobrze pamiętam. Jest to parada najdziwniejszych i najbardziej ohydnych prostytutek jaki on spotykał. W pamięć niestety zapadła mi kobieta, która wróciła do pracy bardzo krótko po porodzie i kobieta, która 'po sprawie' podała mu plik ulotek z informacjami odnośnie chorego wnuka. Pomagała zbierać pieniądze na jego leczenie.

I to też wydawało mi się niemożliwe.

Co najdziwniejsze po lekturze choć trochę jestem w stanie zrozumieć kobiety, które podejmują same decyzję o płatnym oddawaniu się. Nie są to tanie usługi i jeśli ktoś potrafi się przemóc może w dość krótkim czasie zarobić tyle na ile ja muszę pracować przez miesiąc i to z nadgodzinami.

Właścicielka salonów z masażami erotycznymi twierdzi, że ona nigdy nie zatrudniała typowych prostytutek, bo takim nie chciało się pracować, bo przecież ich godzina pracy kończyła się wraz z pierwszym wytryskiem, a często nie trwa to dłużej niż kwadrans.

Sama nie wiem. Być może książka wydawała mi się w części niewiarygodna, bo ja nie jestem w stanie sobie wyobrazić takiego świata. Bo mam bezpieczne życie w którym chodzę do zwyczajnej pracy, męża z którym jestem szczęśliwa i dom. Nie każdy jest jednak taki jak ja.

Prawdą jednak jest, że są książki, które mimo iż traktują o sytuacjach kompletnie zmyślonych potrafią sprawić, że w nie wierzymy.

19 maj 2020

Niesamowite przygody dziesięciu skarpetek (czterech prawych i sześciu lewych) - J.Bednarek.

Jutro 20ty maja. Ponieważ czas zaczął nagle umykać (gdzie i po co? Nie mam pojęcia.) zaliczę kolejny średnio przyzwoity pod kątem książek miesiąc. By jednak nie wszystko poszło na marne pamiętałam przynajmniej o tym by przeczytać książkę w ramach rocznych wytycznych jakie kiedyś sobie znalazłam. Na maj przypadała książka polecana dla dzieci czy trochę takich starszych jegomości.

Ponieważ dzieci nie mam i na rynku książek dla nich się nie znam, padło na pierwszą książkę jaka mi wpadła w oko i którą bodajże polecała Jotka.


I wiecie co powiem? Przez te chwile, które spędziłam na czytaniu tych dziesięciu historyjek czułam się odprężona i rozbawiona. Życie Skarpetek bywa bardzo wciągające, a ich przygody są tak abstrakcyjne, że codzienne sprawy odpływają w niebyt.

Nic złego się tam nie stanie. To jest najlepsze. Czytając o Skarpetkach wie się, że nic złego się tam nie stanie. Najgorszym są rozstania par, kiedy to jedna skarpetka opuszcza drugą, bo czuje zew przygody. I to jest fajne, bo czas jaki teraz mniej czy bardziej przeżywamy skłania mnie do rzeczy 'bezpiecznych'.

Ale skąd Skarpetki?

Ano z kosza na brudne ubrania, jak zwykle. Kosz stoi w łazience rodziny Basi. W łazience jest też pralka, a pod pralką dziura. Później korytarze, a później przygoda.

Skarpetki niczym ludzie - mają swoje pasje i zainteresowania. Różnie je nosi. Jedna odznacza się wyjątkowym poziomem altruizmu i adoptuje małe myszki. Kolejna przechodzi metamorfozę i znajduje szczęście. Dowiadujemy się też, że wrony są fajne, a sędziowie na konkursach na najładniejsze róże chyba mają spore problemy ze wzrokiem.

Prawdziwą sympatię poczułam jednak do granatowej Skarpetki, która postanowiła nie siedzieć bezczynnie w koszu i została politykiem. Dobrym i mądrym politykiem.

Tutaj jednak wychodzi moja skrzywiona już dorosłość, bo kurczę, wolałabym cały sejm takich skarpetek niż tych ludzi, którzy teraz tam siedzą.

SKARPETKA NA PREZYDENTA!

"Każde prawo ma swoje lewo."


Należy też wspomnieć o ilustracjach. Odpowiedzialny za nie jest Daniel do Latour. Są kolorowe i miłe dla oka. Bohaterowie czyli Skarpetki są sympatyczne. Postrzegam je na podobnej zasadzie jak bohaterów z różnych starszych seriali animowanych w konfrontacji z tymi wszystkimi kolorowymi i dziwacznymi postaciami z aktualnie popularnych bajek czy czegokolwiek dla dzieci. Mniej znaczy więcej. Kolory i zwyczajna czarna kreska.

Cóż mam powiedzieć? Dobrze się tak czasem oderwać i pójść w świat ze Skarpetkami.

16 maj 2020

Twój i mój ból.

Wrzucam tutaj to sobie ku pamięci. Tak by znów ktoś czegoś nie usunął, nie skasował, nie przeliczył ponownie czy nie anulował. Tak bym pamiętała kiedy działy się rzeczy przykre.

A kto wygrał? Kazik. "Twój ból jest lepszy niż mój".



7 maj 2020

Na kocioł!

W czasach dawnych kiedy to byłam sporo młodsza ekscytację czułam o wiele częściej. Przynajmniej raz na tydzień, bo wtedy wychodził jakiś odcinek serialu. Nie były to dzieła wielkich lotów, bo były to albo "Pamiętniki wampirów" albo "The Originals". Ogólnie rzecz biorąc miłość, intrygi i te nadprzyrodzone, fantastyczne wątki.

Z tego co pamiętam "Pamiętników" nie obejrzałam do końca, tego drugiego zresztą też nie, bo mnogość i skomplikowanie tego wszystkiego sprawiała że wszystko zaczynało już być mało zrozumiałe, a jednocześnie powtarzalne. Ktoś umarł, kogoś wskrzesili, kogoś przebili kołkiem, ktoś komuś przypominał kogoś z przeszłości, znowu kogoś wskrzesili, blah, blah, blah...

Do tej pory takie historie omijałam szerokim łukiem. Fakt faktem jak większość byłam oczarowana "Zmierzchem", ale książki które kojarzyły mi się z tym pewnym typem literatury nie trafiały do moich rąk. Nie czytałam o "Naznaczonej", nie poznałam całych "Darów Anioła". Był też taki cykl pt. "Szeptem", była "Niezgodna" i "Igrzyska śmierci".

Ostatnio jednak, kiedy to nie mogłam się na nic zdecydować, a słuchanie o wyborach czy koronie wychodziło już bokiem wybrałam do posłuchania książkę, która gdzieś mi się tam zawsze przewijała, a mianowicie "Dwór cierni i róż" S. J. Maas.

I przepadłam.

Co tam się dzieje! Co za bohaterowie! Jeden gorszy od drugiego, jeden intrygant goni drugiego. Nic nie jest takie jak się wydawało.

Kiedy byłam w połowie pierwszego tomu myślałam, że mamy do czynienia z inną wersją "Pięknej i Bestii", ale sam koniec książki i początek drugiego tomu ("Dwór mgieł i furii") wywróciły mi wszystko do góry nogami.
Bardzo podobają mi się tamtejsze potwory, imiona bohaterów (Amrena) i ta niezdrowa rywalizacja i intrygi.

Ach!

Ciekawa, rozrywkowa lektura. Tak na teraz.




_______________________________
A wczoraj było internetowe spotkanie z Jo Nesbo. Nie ma co liczyć w najbliższym czasie na nowego Harry'ego.

1 maj 2020

"Kirke", M. Miller.

Po pierwsze: chyba się naprawdę starzeję, bo do tej pory czytanie książek w tym niepopularnym formacie kieszonkowym nie sprawiało mi najmniejszego problemu. Ale jak ja się teraz umęczyłam! Jak musiałam skupiać się na tych małych literkach. Jak to się źle trzymało... Plusem było to, że książkę nabyłam tanio. I tyle.

Po drugie: sama "Kirke". Z tego co się dowiedziałam nie jest to debiut Madeline Miller. Jest to jej druga książka wydana u nas. Opowiada jak sam tytuł wskazuje o Kirke. Kim ona jest? No cóż, jest ona córką Heliosa czyli boga słońca i Perseidy, nimfy. Jest inna niż reszta jej rodzeństwa, jest inna niż matka czy ojciec, inna niż cała reszta jej rodziny, którą znamy z mitologii greckiej.

I tu dochodzimy do zasadniczego pytania: lubicie mitologię?

Jeśli tak, to fajnie. Jeśli nie, to będziecie mieli podobny problem jak ja.



Bo ci bogowie są w gruncie rzeczy tacy sami. Knują, spiskują, kombinują i wbijają noże w plecy. Nimfy są piękne, ale i okrutne. Mam wrażenie, że całe dnie to towarzystwo spędza na ucztach i wyleguje się w biesiadnych łożach podczas gdy Kirke stara się od nich stronić, nie umie sobie poradzić z tymi gierkami. Chce pomagać nie oczekując w zamian niczego. Kiedy przemienia śmiertelnika naraża się wszystkim wokół i zostaje za to zesłana na wyspę gdzie od tej pory ma wieść samotnicze życie. Okazuje się bowiem, że Kirke jest czarownicą co nie odpowiadało bogom.

I tak Kirke zostaje na Ajai gdzie doskonali swoje umiejętności. Czasem siostra ją wplącze w jakiś swój problem, to wpadnie Hermes, a to sobie zamieni jakąś nieszczęsną grupę żeglarzy w świnie (zasadnie), a to zatrzyma się u niej Odyseusz.

Czytałam tą książkę choć jak dla mnie wiało tam nudą. Nie mogę powiedzieć, że nie działo się nic, ale losy bogów czy głównej bohaterki nie potrafiły mnie bardzo zainteresować. Może to właśnie dlatego, że mitologia sama w sobie mnie nigdy nie pociągała, bo kojarzyła mi się z niekończącymi się konszachtami i plątaniem w to śmiertelników. Poza tym imiona bogów i wszystkich innych istot są bardzo trudne do zapamiętania i gdybym w tym przypadku słuchała audiobooka nic z tego bym nie wiedziała. Miller jednak bardzo przystępnie wprowadza nas w ten świat. Historia Kirke nie jest napisana jakimś topornym językiem co też jest niewątpliwym plusem.

Sama bohaterka wydawała mi się bardzo obojętna przez większość książki. Owszem, wyłamywała się. Napoiła Prometeusza, przemieniła Glaukosa, zamieniła w potwora swoją konkurentkę, zaszła w ciążę... Wszystko to jednak ginęło w morzu jakieś takiej obojętności i uległości. Rodzina ją miała za nic, ale Kirke jest gotowa im pomóc. 

Na ten moment jeszcze nie skończyłam tej książki i to chyba dość dobrze (czy też nie) świadczy o moich chęciach. Jestem w momencie kiedy syn Kirke wraca wraz ze swoim bratem (po innej matce) z wyprawy do Odyseusza. Chciał w końcu poznać swojego ojca. Sprawa się troche pokomplikowała, ale mimo to nie mam ochoty by ją dokończyć. Książka tylko zerka na mnie z półki jak jakiś paskudny wyrzut sumienia.

Nie dałam się jej oczarować.