16 gru 2019

"Szeptacz", A. North.

Czasem nie rozumiem tej zmasowanej histerii na punkcie jakieś książki. Wyskakuje na nas zewsząd. Można ją wygrać w konkursach, można ją dostać w jakiś akcjach promocyjnych. Naprawdę jest wszędzie. Wszędzie. Wszyscy się nią interesują, wszyscy o niej mówią i większość (bo nie napiszę, że wszyscy) jest po lekturze pozytywnie zaskoczona i pieje z zachwytu.

Przeczytałam "Szeptacza".



Hm... Hm, hm, hm...

Alex North stworzył interesującą, nieprzeciętną historię w której na szczęście nie ma kobiety, która ma problemy z alkoholem (za co na samym wstępie ma mały plusik, bo nie zniosłabym kolejnej takiej bohaterki). I to jedyny plusik, który mogłabym dać, bo później już historia jest poprawno-średniointeresująca.

W gruncie rzeczy najbardziej ciekawiły mnie w tej książce interakcje i relacje międzyludzkie. Wszystko było dla mnie takie trochę naciągane, bo... W zasadzie najpierw należy przytoczyć trochę fabuły. Mamy wdowca. Tom Kennedy. Tom ma syna Jacke'a, lat kilka. Tom ma też ojca, który okazuje się być policjantem z przeszłością alkoholową. Spotykają się po latach niewidzenia przypadkiem w związku ze znalezieniem w domu do którego wprowadził się Tom wraz z Jack'em, kości dawno zaginionego chłopca. Ogólnie też nasz główny bohater ma depresję i problemy z dogadaniem się z synem. Syn radzi sobie ze stratą matki na swój sposób. Ma teczkę w której trzyma swoje skarby i ma niewidzialną dla ojca koleżankę. Przeprowadzają się z poprzedniej miejscowości do Featherbank z nadzieją na nowy początek.

Mamy też zbrodnię sprzed lat, zbrodnię z czasów teraźniejszych i kumulację dziwności. Bo dla mnie to naprawdę dziwne, że ktoś kogo nie trawimy i obwiniamy nagle staję się idealną nianią dla naszego dziecka. Dziecka, które z nim zostawiamy pomimo tego iż wiemy i widzimy, że ma ono wyraźne problemy. Idziemy na piwo, spotkać się z kobietą, ale ponieważ trawi nas niepokój zwijamy się stamtąd szybciej niż przyszliśmy.

Brakowało mi tu jakiegoś błysku, czegoś co by mnie zaskoczyło i sprawiło, że otwierałabym oczy przed czytnikiem szerzej z niedowierzania. Wszystko ładnie się składało, ładnie się tłumaczyło i kończyło wątek. Było ładne. I tyle.

W gruncie rzeczy najbardziej emocjonującymi momentami były te w których sprawdzano czy wejściowe drzwi do domu są zamknięte. Wtedy sama miałam ochotę zamknąć swoje na cztery spusty.

5 komentarzy:

  1. Bardzo często słyszę o tej książce :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też, dlatego ją przeczytałam i mam nadzieję, że teraz się od niej uwolnię.

      Usuń
  2. Gdzieś o niej czytałam...czasami bywają ksiązki przereklamowane, albo nasze oczekiwania zbyt duże.

    OdpowiedzUsuń
  3. what a nice post :) I follow you on gfc #20 , follow back?

    https://bubasworld.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń