2 lis 2019

"To", S. King.

Dawno temu spotkałam się z krótką, bardzo ogólną opinią o tej książce. Ot, ktoś chyba miał pewne wyobrażenie i nie zweryfikował go myśląc, że we wszystkich bajkach grupka dzieciaków pokonuje zło, które na nie dybie. Odbywa się to szybko, łatwo i przyjemnie.

W gruncie rzeczy "To" można określić jednym przymiotnikiem. "To" jest trudne. Trudne do czytania, trudne do zabierania ze sobą, trudne do trzymania w dłoniach. Trudne do ogarnięcia. Trudne do zrozumienia.

Historyjka niby prosta. Dzieci - strach - zło - walka - zwycięstwo. W naprawdę wielkim skrócie.

Jak to u Kinga bywa bohaterowie są odmalowani bardzo realistycznie, całe Derry, czyli miejsce występowania "Tego" również. (Sonia Kaspbrak jak dla mnie została najbardziej wyrazistą bohaterką, choć nie gra w tej historii pierwszych, drugich czy nawet trzecich skrzypiec. Jej solowy występ w szpitalu na długo zapada w pamięć (choć w tym przypadku to niewątpliwie zasługa lektora)). Bardzo to u niego lubię, bo dowiaduję się wielu rzeczy z życia przeciętnego Amerykanina żyjącego w roku 1958. Strona obyczajowa powieści jest jak zwykle dopracowana na najwyższym poziomie. W pewnym sensie momentami przebija to nawet warstwę fabularną, trochę ją podreperowuje.

Bo książka podobała mi się, owszem, ale do czasu. Jak pisałam wcześniej akcja w pewnym momencie przestała mi się zazębiać. Na początku wszystko fajnie się zgrywało, pasowało, a później, nie wiem nawet kiedy, chyba wtedy kiedy stery przejmują dorosłe wersje naszych bohaterów czegoś zaczyna brakować. (Nie pojmowałam też w czym miałby pomóc seks smarkaczy.) Powiedzmy że ta część książki, która opowiada o życiu Frajerów za młodu wciągnęła i przeraziła mnie bardziej niż reszta.

Wiele matek dostałoby pewnie palpitacji serca na wieść co w czasie wolnym porabiają ich pociechy. A pociechy z Derry miały dość interesujące zajęcia. Budowali tamę. Uciekali przed starszymi, agresywnymi chłopakami. Budowali lepianki, w których później odbywały się spotkania Frajerów i wdychali w nich dym. Mierzyli się z tym o czym dorośli nie mieli pojęcia. Z wilkołakami, wielkimi ptaszyskami, mumiami i trędowatymi. Wszystko to było jednym, było to Tym, które terroryzowało miasteczko od niepamiętnych czasów. To żywiło się i strachem i krwią i ciałem. Mieszkało w kanałach i przybierało różne formy, najczęściej klowna, który rozdawał baloniki. Maczało to palce we wszystkich krwawych masakrach jakie miały miejsce w Derry, a biorąc pod uwagę wielkość i ilość mieszkańców miasteczka było tego stosunkowo bardzo dużo.

Bill Denbrough traci brata. Kilkuletni George wychodzi na dwór z papierowym statkiem, który zrobił mu rozłożony chorobą brat. Kiedy śledzi płynący stateczek napotyka się u wylotu kanału na klowna. To z najgorszych spotkań z klownem George'a kończy się oderwanym ramieniem i śmiercią dziecka.

Dorosły Bill wraz z przyjaciółmi wraca do Derry by ostatecznie pokonać To i przerwać ciągnącą się od wielu lat makabrę.


Ta książka jest okropnie długa. Jest jednak wspaniale napisana czego Kingowi nigdy nie można było odmówić. Jak jednak bywa w moich relacjach z tym autorem koniec książki wydaje mi się zbyt krótki, zbyt nijaki, potraktowany można by powiedzieć po macoszemu, bo jakoś to trzeba było skończyć. Nie wiem jednak co można by dać w zamian. Pozostaje zwyczajowy niedosyt, który chyba jest jednak spowodowany moim niezrozumieniem niż brakami u autora.

Choć mam papierową wersję, książkę przesłuchałam w wersji audio. Lektor jak wspominałam robił to niesamowicie. Książkę czytał Leszek Filipowicz i choć nie przesłuchałam zbyt wielu jeszcze audiobooków ten lektor zalicza się do tych, których będę bardzo lubiła (choćby za interpretację też już wspominanej Sonii Kaspbrak). Gdyby nie to, że można było jej wysłuchać nie poznałabym nigdy tej historii, bo sam widok tej książki budził we mnie przerażenie i wewnętrzny opór, bo 'jednak jest za gruba, daj spokój'. Było to ponad 54 godziny słuchania tekstu, nie jestem w stanie powiedzieć jak długo czytałabym książkę sama.


Został jeszcze "Bastion". Też podobny gabarytowo.

11 komentarzy:

  1. książki ani filmu nie znam, mój syn oglądał pierwszą część, podobała mu się, ale wiadomo, film a książka to czasem dwie różne bajki...
    Zarówno w przypadku audioksiążki jak i filmu lektor to kluczowy element, kiepski zepsuł niejeden film.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie czytałam jeszcze nic Kinga, ale bardzo chcę. Chciałam zacząć od tej książki, ale długość skutecznie mnie odstrasza i na pierwszy raz z tym autorem sięgnę po coś krótszego :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam "Misery". Strasznie mnie wciągnęła.

      Usuń
  3. 54 godziny słuchania - za długo dla mnie. "To" w wydaniu, które czytałam, miało jakieś 1300 stron, czyli jakieś 13-15 godzin. Chciałabym, ale u mnie audiobooki się nie sprawdzają - przy słowie mówionym jest mi trudniej się skupić, niż przy pisanym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Objętość tej książki skutecznie mnie odciągała od czytania, naprawdę. Tu audiobook był bardzo na plus, bo historia nijako sama tłoczyła mi się do mózgu.
      Szkoda, że się nie sprawdzają. Jakiś czas temu przekonałam się do nich i dzięki nim zawsze coś tam sobie słucham. Nie jest to takie typowe miłe sercu czytanie, ale kiedy nie mam czasu audiobooki mnie ratują.

      Usuń
  4. King jest trudny
    King nie jest dla każdego
    Z Kingiem trzeba się polubić... u nas nie wypaliło ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem. Obiecuję, że następny wpis nie będzie miał z nim nic wspólnego ;)

      Usuń
    2. Nie musisz obiecywać. O czym byś nie napisała i oczym nie napiszesz przeczytam z przyjemnością i zainteresowaniem :)
      Pisz o czym chcesz - to Ty tworzysz to miejsce :*

      Usuń
    3. Nie o to mi akurat chodzi. Tak po prostu najlepiej teraz zrobić sobie od Kinga dłuższą przerwę.

      Usuń
    4. Po tak grubej książce można poczuć przesyt ;)

      Usuń
  5. Oj tak, mi też się trudno czytało. Książka dobra, ale jeśli chodzi o Kinga to wolę Sklepik z marzeniami :)

    OdpowiedzUsuń