6 sty 2020

Sto słów dziennie.

Siedzieliśmy sobie po południu i piliśmy kawę, kiedy zaczęłam opowiadać Małżowi sytuację jaka ma miejsce w książce pod tytułem "Vox" Christiny Dalcher. Nie będę się teraz rozpisywała o fabule, bo o tym może kiedy skończę słuchać, chodzi jednak o to, że w tej książce kobiety obłożone są limitem, który pozwala im wypowiedzieć zaledwie 100 słów dziennie.

Zaczęliśmy o tym rozmawiać i wraz z biegiem rozmowy przestałam się do niego odzywać. Małż popatrzył na mnie ze zdziwieniem i zaczął namawiać bym natychmiast zabrała głos. Kiedy zaczęłam bez słowa kręcić przecząco głową on stwierdził, że w takim razie też nie będzie się już odzywał.

I było po sprawie.

Zaczęliśmy znów mówić i stwierdziliśmy, że to niecodzienne i naprawdę uciążliwe. Złe.

Tym bardziej zaczęła mnie irytować postać męża głównej bohaterki. Bo atmosfera tej książki jest bardzo dziwna. Niby to mężczyźni postanowili uciszyć kobiety ograniczając im możliwość wysławiania się, nauki i zamykając je w domach. Ale nie ma z ich strony jakieś agresji, jakiś bardziej żywych uczuć, które mogłyby tą decyzję tłumaczyć. Mąż Jean McClellan, głównej bohaterki, jest bardzo pasywny. Niby jej współczuje, niby namawia do pewnej współpracy by mogła zyskać trochę wolności, ale kiedy ponownie zostaje zakuta w opaskę zliczającą słowa nie protestuje.

Z drugiej strony nasza bohaterka ma na boku romans z kolegą z pracy. Gloryfikuje go i nosi jego dziecko. W pewnym momencie stwierdza wprost, że nie kocha już męża, nie może go jednak porzucić, bo odcięcie się od męża, zdrada i cudzołożenie jest surowo karane. Oznacza to definitywne wykluczenie ze społeczeństwa. Sama uciec również nie jest w stanie, bo jej, jako kobiecie, odebrano paszport i możliwość jakiś szerzej zakrojonych podróży bez męża u boku.

Bardzo dziwna wizja, bardzo.


Jest też taka sytuacja, kiedy to najstarszy syn naszej bohaterki donosi na swoją dziewczynę i skazuje ją na dożywotnią pracę i zgolenie włosów z głowy w ramach potępienia. Jej ojciec, kiedy odpowiednie służby wywlekają jego córkę z domu nie robi absolutnie nic. Nie uspokaja nawet żony, która nic nie robiąc sobie z ograniczeń wrzeszczy ze zgryzoty i zgrozy i przekracza limit za co karą jest rażenie prądem. Wielokrotne.


____________________________________
Pamiętajcie proszę o Australii. Nie przejmuję się tymi ofiarami w ludziach, nie, jakoś nie. Przeraża mnie los zwierząt. Dorzućcie się do jakieś zbiórki podobnie jak ja.

3 komentarze:

  1. Oj, ciężko byłoby niektórym dostosować się do takich ograniczeń, facetom także...dziwna jakaś ta książka.Okropna wizja!

    OdpowiedzUsuń
  2. Okropna wizja, ale kto powiedział, że nigdy do tego nie dojdzie. W niektórych krajach prawa kobiet są ograniczane, więc...

    OdpowiedzUsuń
  3. Słyszałam o tej książce o tym jaka jest "mocna"

    OdpowiedzUsuń