Chciałabym napisać, że przez te kilka dni podczas których mnie nie było pewna książka mnie tak wciągnęła, że nie widziałam poza nią świata i reagowałam na mało bodźców, bo taka była świetna. Hm... Chciałabym to napisać o "Dziewczynach, które zabiły Chloe", ale nie mogę. Książka ta leżała sobie u mnie na tym stosie hańby, a ponieważ "Najmroczniejszy sekret" czyli pierwsza książka Alex Marwood jaką miałam okazję przeczytać bardzo mi się podobała. "Dziewczyny..." spoglądały na mnie z półki i uznałam, że w końcu czas się za nie zabrać, bo pewnie będzie dobrze.
Nie było.
Ogólnie jest to bardzo fajne czytadło, bo czyta się przyjemnie, jednak w pewnej chwili czyli przy stronie 336 na 445 uświadomiłam sobie, że tak naprawdę z tej książki wieje nudą. Niby coś się tam dzieje, ale tak naprawdę trudno o akcję zapierającą dech w piersiach. Może ciekawym wątkiem jest historia z młodości głównych bohaterek, ale jest ona krótką historyjką poboczną, takim bonusem retrospekcyjnym, który być może do czegoś zaprowadzi, ale jednak nie potrafi mnie zaciekawić na tyle by doczytać książkę do końca.
"Dziewczyny, które zabiły Chloe" jednak z czymś jeszcze przegrały. I to z czymś ważnym. Przyszła już wiosna, połechtała nas trochę ciepłem, a na mnie nie zrobiło to najmniejszego wrażenia. Nadal czułam się jak jajko rozbełtane na patelni. Brałam już witaminy i nic ciekawego to nie dało. Wychodzenie na spacer raczej nie wchodziło w grę, bo zimno i zanim znalazłam czas na ten spacer robiło się już ciemno, a poza tym nie miałam najmniejszej ochoty na ruszanie się z tapczana.
Kolejnego takiego dnia stwierdziłam, że mam tego absolutnie dość i że potrzebuję czegoś innego. Choćby trochę energii i czegoś co mnie naprawdę zmęczy, a nie tylko sprawi, że będzie mi towarzyszyło wieczne uczucie zmęczenia, zniechęcenia i monotonii. I tak włączyłam you tube i znalazłam sobie ćwiczenia. Jakaś tam zwykła gimnastyka i ćwiczenia na stepie, ale to naprawdę fajne. Nie robię tego z naciskiem na spalanie tony kalorii i odchudzanie (choć się przyda ;) ), ale dla swojego własnego, dobrego samopoczucia. I nie mam strasznych wyrzutów sumienia w związku z tym, że czas przeznaczony na książki muszę przeznaczyć na ćwiczenia. Tak mi po prostu lepiej.
Przecież książki też możesz potraktować jak hantelki :-)
OdpowiedzUsuńHah, no tak! To genialny pomysł :)
UsuńRównież pomimo wiosny w kalendarzu, czuję się jak to "jajko". Dostałam ostatnio dwie książki od przyjaciółki, ale nawet nie wiem czy będą ciekawe, bo brak ochoty na czytanie. Z gimnastyka jeszcze gorzej, bo i na kanapie i na wózku niewygodnie, a do parteru nie zejdę. Jednak z okazji świąt wielkanocnych życzę Ci dalszego samozaparcia w machaniu hantlami, zdrowia(doskonałego wzroku) w zmaganiu z kolejnymi książkami i czego sobie sama życzysz, niechaj się spełni.
OdpowiedzUsuńDziękuję. I wzajemnie, niech jakaś 'moc' się pojawi.
UsuńMożna czytać i ćwiczyć, np. jeździć na rowerku, podnosić nogi itp atrakcje.
OdpowiedzUsuń